MALAYSIA

      ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Lot  *  Saujana Villa  *  Jazda samochodem  *  Kuala Lumpur  *  Owoce morza  *  Basen

Targi akwarystyczne  *  Zakupoteriapia  *  Pogoda  *  Święta  *  KLCC Park  *  Borneo

Święta na Borneo  *  Nurkowanie na Borneo  *  Nowy Rok  *  Maya na Borneo  *  Tajfun

Aquaria  *   Kambodża  *  Chińśki Nowy Rok  *  Plaża  *  Lake Gardens w KL  *  Taniec Lwa

Sąsiedzi  *  Singapur  *   Magic the Gathering  *  Nowy gadżet


Flight  *  Saujana Villa  *  Driving  *  Kuala Lumpur  *  Seafood  *  Swimming pool * Aquafair

Shopping  *  Weather  *  Christmas  *  KLCC Park  *  Borneo  *  Christmas in Borneo     

Diving in Borneo  *  New Year  *  Maya in Borneo  *  Typhoon  * Aquaria KL *  Cambodia

Chinese New Year  *  Beach  *  Lake Gardens KL  *  Lion Dance  *  Neighbours  *  Singapore

Magic the Gathering  *   New gadget

   ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nowy gadżet / New gadget

24/06/2011

NOWY GADŻET / NEW GADGET

Nasz główny obiektyw do aparatu popsuł się ostatnio, nie zbliżał, nie fokusował, jakiś kabelek się w środku odczepił… 

Na szczęście udało nam się go naprawić w serwisie Nikona w Kuala Lumpur, za ułamek ceny nowego (334RM - około £70). Serwis Nikona znajduje się w Berjaya Times Square. Jest to przeogromne centrum handlowe które składa się dokładnie z 12 pięter sklepów i restauracji. 12 poziomów. Około 700,000 m2. Ponad 1000 lokal, kino 9 ekranowe, duży park rozrywki wewnątrz (=wesołe miasteczko w budynku) i kręgielnia z 48 stanowiskami. Piotrek przez chwilę zastanawiał się nawet nad jazdą rollercoasterem ;)

Oprócz naprawienia tam naszego obiektywu, kupiliśmy też tam, całkiem nowy. Zerkaliśmy na niego w Singapurze ale okazał się być droższy więc po długim wahaniu czy go nabyć czy nie, kupiliśmy go tu na miejscu w Malezji, taniej. Obektyw to Nikkor 10-24 i nadaje się do robienia zdjęc panoramicznych jako że ma bardzo szeroki kąt widzenia. 

Our main camera lens broke recently, it didn’t zoom properly and didn’t focus, and some sort of a cable disconnected inside... 

Luckily it was possible to fix it so we had it repaired at Nikon Service Centre in Kuala Lumpur, for a fraction of the price of a new lens (334RM - around £70). Nikon Service Centre is situated in Berjaya Times Square. It’s a huge shopping complex with 12 floors of shops, restaurants and entertainment. 12 levels. Around 7.5 mln sq feet. Over 1000 units, 9 screens cinema, big theme park inside, with full size roller coaster and bowling alley with 48 stations. Piotr had some thoughts on having a ride on the roller coaster but me and Maya decided against ;) 

Apart from having our old lens fixed, we also bought a new one. We were looking at it in Singapore but turned out to be more expensive, so after lots of thinking we decided to give it a go and bought one in Malaysia, cheaper. The lens is Nikkor 10-24 and is perfect for taking panoramic photos as it has a very wide angle. 

Czasami w gazetach czy na stronach biur podróży są zdjęcia hoteli, pokoi hotelowych, basenów itp, które wyglądają że są bardzo duże, przestronne a po przybyciu na miejsce okazują się nie być takie spore. To tylko złudzenie na zdjęciu. Nasz właśnie nowy obiektyw robi takie właśnie złudzenie. Obejmuje dużo swoim szerkim kątem ale jednocześnie to co na zdjęciu wydaje się być dużo większe, przestronniejsze, niż w rzeczywistości. Czasem to co znajduje się na brzegach zdjęcia jest zniekształcone, zależy co to jest i jaką ma fakturę. 

Szkoda że nie mieliśmy go w Singapurze bo do robienia widoków i panoram miasta nadaje się idealnie. Z tym obiektywem robiąc zdjęcie można stać bardzo blisko fotografowanego obiektu a jednocześnie objąć obiekt i sporo tego co dookoła niego. Mogę robić zdjęcia Mayki stojąc bardzo blisko niej a jednocześnie obejmując ją i bardzo dużo innych rzeczy dookoła, mniej lub bardziej ważnych. 

Sometimes in the magazines or travel websites you see pictures of hotels, pools, rooms, etc. that look pretty impressive, big and spacious. After you arrive at the place, it turns out that these are not that spacious as you thought they would be. It is just a photo illusion. Our new lens creates this sort of an illusion because of its wide angle. It actually makes the thing a bit bigger, or the place looks more spacious, than it really is. Sometimes it distorts whatever is on the edges of the photo but that depends on the photo itself, what is being photographed and/or what texture it is. 

It was a shame we hadn’t had this lens in Singapore as it would be perfect for taking photos of the city views. With this lens you can stand very close to the object and take the photo including lots of other things around. I can take photos of Maya standing very close to her and take a photo of her, as well as the background and other less or more important things around. 


Magic: The Gathering

24/05/2011

MAGIC: THE GATHERING

Niedługo po naszym przyjeździe do Malezji w listopadzie, podczas chodzenia po wielkim centrum handlowym MidValley Mega Mall natknęliśmy się na sklep Comics Mart. Obok komiksów, figurek bohaterów komiksów i innych kolekcjonerskich tego typu gadżetów, sklep specjalizuje się również w grze Magic: the Gathering (MTG). Sprzedają karty i wszelkie inne rekwizty mniej lub bardziej potrzebne, do grania w tą właśnie grę. Organizują też co tygodniowe turnieje i codziennie można tam zajrzeć i pogadać z fanami czy też nawet rozegrać kilka rund bo zawsze ktoś tam będzie z kim można zagrać. 

Shortly after we arrived in Malaysia in November, during our visit at a very big MidValley Mega Mall we found a shop Comics Mart. They sell comics, comic figurines and any other similar gadget you can think of, but they also specialise in Magic: the Gathering (MTG) game. They sell cards and anything you may need to play the game. They organise weekly tournaments as well. You can also come any time and play with anyone who might be also there and fancies a game or two. A real paradise for MTG fans. 

Gra Magic the Gathering (MTG) jest kolekcjonerską grą karcianą. Piotrek w czasach młodości grał w tą grę jeszcze w Polsce. Jak znów zobaczył karty w Comics Mart postanowił na nowo wciągnąć się w MTG. Wiąże się to ze sporymi kosztami bo trzeba zbudować sobie deck czyli talię kart, która będzie nadawała się do tego żeby nią grać i przede wszystkim wygrywać. Trzeba wydać sporo pieniędzy aby zestawić sobie taką talię kart która będzie składała się z 'mocnych' kart. Aby zestawić talię/decka, zaczyna się od wstępnego zestawu do którego potem dokupuje się boostery czyli dodatkowe karty. Talia musi składać się z 60 kart, lub więcej. Jak już zbudujesz mocną talię, masz też setki innych kart które możesz lub nie, wykorzystać w przyszłości czy też możesz, lub nie, sprzedać je komuś... powstaje więc całkiem niezła kolekcja kart.   

MTG game is a collectible cards game. Piotr, in his youth, used to play the game in Poland. When he saw the cards and MTG gadgets at Comics Mart he decided to start playing again. It involves pretty high costs as you need to build a deck of cards but it has to be a proper deck you can play with and, of course, win. You need to spend a lot of money to build a strong deck. To do this, you need to buy an introductory pack of cards and then buy additional booster packs. Each deck needs to be of minimum 60 cards. You get to the point that you have a deck of 60 cards but you also end up with hundreds of other cards, that you may or may not need in future and may or may not sell them to others... so quite a collection.  

Każda karta wygląda mniej więce podobnie. Każda ma swoją nazwę, wizerunek, opis i co potrafi, w tym na przykład ile szkody potafi wyrządzić albo też ile szkody gracz dostanie poprzez jej użycie. 

Each card looks more or less the same. Each card has its own name, a picture, description including what it does in the game, and also how much damage it can do to the opponent and also how much damage a player can get by using it in the game. 

Gra najczęściej odbywa się między dwoma osobami, każdy używa własnej talii. Każda gra reprezentuje walkę pomiędzy czarownikami, którzy używają magii, czarów i fantazyjnych kreatur a to wszystko odzwierciedlane jest na kartach w talii i celem jest pokonanie przeciwnika. Każda karta ma jakąś funkcję, są karty mocne i są karty słabe i jest sporo zasad których trzeba się nauczyć. Piotrek wszystkie pamięta do dziś, próbował mnie uczyć grać ale to nie dla mnie.  Karty których Piotrek nie potrzebuje lądują u Mayki żeby mogła się nimi pobawić, jako że czasami chce się bawić tymi od Piotrka, ważniejszymi. 

Co jakiś czas Piotrek kupuje nowe rozszerzenia, boostery i kart jest coraz to więcej. Do grania używa jednej czy dwóch talii a reszta kolekcji jest dla posiadania i większość z nich siedzi w albumie, czasem się wymienia z innymi graczami, a czasem sprzedaje bądź kupuje pojedyncze karty za gotówkę.  

The game is between two players, each player uses his own deck. Each game represents a battle between powerful wizards who use magic, cast spells and fantastic creatures depicted on individual cards to defeat their opponent. Each card has a function; there are weak cards and strong cards and there are a lot of rules as well. Piotr remembers everything and didn’t have a problem coming back to the game. He tried to teach me how to play MTG but it’s not my cup of tea. The cards he doesn’t need in his collection, he gives to Maya to play with, as she sometimes wants to grab some of his own, the more important ones.

From time to time Piotr buys new booster packs and the card collection keeps growing. For playing he uses one or two decks he built, but the rest of the cards have no other purpose than lying on the table or in the album. Sometimes he trades them for other cards, and sometimes he sells them for cash, and also buys new individual cards for cash as well.    

Ostatnio Piotrek zabrał się za stworzenie aplikacji na iPhone, iPod i iPad. Aplikacja nazywa się iMTG - pomocnik dla graczy w MTG. 

Pierwszą jej funkcją jest licznik życia (life counter). Grając w MTG każdy z graczy ma X żyć i w zależności od tego co dzieje się w grze, traci te życia, pojedynczo bądź po kilka. Aby się nie pogubić gracze używają zwykłych kostek do gry co pomaga zapamiętać komu ile żyć zostało. 

Aplikacja iMTG ułatwia sprawę i gracze mogą sobie ustawiać ilośc pozostałych życ właśnie tutaj używając iPhona bądź iPada. Znajduje się tu też baza danych kart MTG i pomocnik do składania talii. Ostatnim uaktualnieniem aplikacji jest to że można zrobić zdjęcie karty (zeskanować) iPhonem czy iPadem, i od razu aplikacja wyszuka w bazie danych tą kartę, z jej szczegółami, ile jest warta itp. 

Szczegóły aplikacji i bierzące uaktualnienia zamiesczone są tutaj:

http://imtgapp.com

Recently Piotr decided to create an applciation for iPhone/iPod/iPad. The application is called iMTG - a helper for MTG players.  

The main function of the app is life counter. Players during the game usually have X lives and depending on what is going on in the game, they loose lives, one by one or a few at a time. To keep count and not get confused, the players use standard play cubes.

The iMTG app makes life easier for players and they can easily keep track of each others’ lives during the game, using their iPhone or iPod. The app also has a card database and a deck builder. The latest update is the app can take photo/scan the card and then do automatic search of this particular card in the card database, showing the card’s details, how much it is worth, etc. 

Details of the app and updates are available here: 

http://imtgapp.com

Na dzień dzisiejszy Piotrek jeździ grać na turnieje w weekendy. W Mega Mall bywa coraz rzadziej a naczęściej zagląda do Comics Corner w Subang Jaya, jakieś 15 min samochodem od nas. Czasami to my z Mayą go zawozimy, a same jedziemy gdzieś na zakupy albo do Figloraju poszaleć. Pod wieczór odbieramy go i czasami wyskakujemy gdzieś na obiad po drodze. 

Kart nazbierało się tyle że najprawdopodobniej będziemy mieć nadwagę wracając do UK. Mamy wagę więc będziemy wszystko ważyć przed wyjazdem. Coś czuję że ucierpią na tym zabawki Mayki i to ich będziemy się pozbywać stopniowo aby pozbyć się nadbagażu. Na szczęście Maya ma mnóstwo zabawek które zostały w Chobham więc nie powinna za bardzo płakać ;) 

At the moment Piotr goes to play tournaments almost every weekend. He rarely goes to Comics Mart in Mega Mall, but often goes to Comics Corner in Subang Jaya, about 15 min drive from us. Sometimes I take Maya and we drop Peter off at Comics Corner, and then we go shopping or visit an indoor playground. In the evening we pick him up and often go out somewhere for dinner. 

Piotr’s collection of cards is so big already that we will definitely be over the limit with the kg allowance when coming back to the UK. We have scales so we will be weighing everything before leaving. I somehow feel that Maya’s toys will suffer because of that and they will be the first to be thrown out, to get rid of the excess weight. Thankfully she has lots and lots of toys waiting for her in Chobham so she shouldn’t cry too much ;) 


Singapore

16/05/2011

WYCIECZKA DO SINGAPURU / TRIP TO SINGAPORE

Singapur znajduje się od nas stosunkowo blisko więc napewno żałowalibyśmy gdybyśmy tam nie wpadli z wizytą.  Wybraliśmy się tam w pierwszy majowy weekend. Szczegółowy opis wycieczki zamieściłam na naszym Wakacyjnym Blogu >>>

Singapore is relatively close to where we are now so we would probably regret not having visited it. We went there during the first May Bank Holiday weekend. If you’re interested in reading about it in more detail then please visit our Holiday Blog >>>  


Sąsiedzi / Neighbours

24/04/2011

SĄSIEDZI (OSIEDLOWE PLOTKI) / NEIGHBOURS (CONDO GOSSIPS)

Właścicielem naszego osiedla jest Japończyk, 5 min piechotą od naszego osiedla jest Japońska szkoła (Japanese School of Kuala Lumpur), dookoła jest sporo Japońskich fabryk i firm (między innymi Toyota), tak więc nietrudno się domyślić że 95% naszych sąsiadów to Japończycy.

Na początku wszyscy wyglądali dla mnie tak samo i jak spotykałam mamy z dziećmi na placu zabaw to nie pamiętałam czy spotykam je po raz kolejny czy po raz pierwszy. Nie miałam pojęcia, które dziecko jest której matki, jeśli na placu zabaw było ich więcej niż dwójka. Żadnej z babek nie znam z imienia. Osobiście przedstawiały mi się może nie więcej niż dwie ale dwie minuty później już ich nie pamiętałam. 

Na dzień dzisiejszy jestem w stanie rozróżnić prawie wszystkie mamy, chociaż ani jednej nie znam z imienia. Wiem już za to które dziecko należy do której mamy ;) 

Imion dzieci znam zaledwie kilka, tych których widujemy często. Naczęściej widujemy Hinako (miesiąc starsza) z mamą i Yumu (dwa miesiące starszy) z mamą. Mama Yumu mówi po angielsku na tyle, że można w miarę prowadzić konwesrajce. Mama Hinako nie mówi za wiele, ale rozumie sporo, ale konwersacji nie da się za bardzo prowadzić. Jest jeszcze jeden kolega (2 miesiące starszy), którego imienia nie pamiętam (a może nawet nigdy nie pytałam) ale widujemy ich często. Z tą trójcą spotykamy się naczęściej na placu zabaw, głównie w piaskownicy, ale i czasami też na basenie. 

The owner of our Saujana Villa Condo is a Japanese guy, 5 min walk from here there is a Japanese School of Kuala Lumpur, and there area a lot of Japanese factories and companies around (Toyota for example), so whether we like it or not, about 95% of our neighbours are Japanese. 

Shortly after we arrived here, they all looked the same to me and when I met mums with kids in the playground I couldn’t tell whether I met them before or it is the first time. I had no idea which kid belongs to which mother, if there were more than 2 in the playground. I don’t know any of the ladies by their first names. I think there were about one or two that actually introduced themselves but I didn’t make any effort to actually remember the names. 

At the moment I am able to differentiate all mums even though I don’t know any names. I can match the kid to the mum, no problems. 

As far as the children are concerned, I know few of them by their names, those we meet most often- Hinako (month older than Maya) and Yumu (2 months older). Yumu’s mum speaks English well enough to have some basic conversations. Hinako’s mum knows very little English but she understands a lot, but it is not possible to have a chat with her. There is one more friend of Maya’s (2 months older) but I don’t know his name (and I don’t think I ever asked) but we see him with his mum very often. With those three we meet most often and usually see them in the playground and sometimes in the pool. 

W pierwszych dniach zaczęłam widywać też kilka lokalnych twarzy (nie-japonek) - z dziećmi. Szybko zorientowałam się, że to niańki zatrudniane przez Japońskie rodziny. Właściwie to są trzy chyba, że są jescze jakieś o których nie wiem. 

Jedna przychodzi na plac zabaw z lekko upośledzonym nastolatkiem, który głownie okupuje huśtawki bądź chodzi bez celu i macha chusteczką. 

Inna przychodzi z takim grubaśnym Takahiro (Taka) - właśnie skończył rok i jest bardzo tłusty jak na roczne dziecko, i właśnie uczy się chodzić więc niezłe kilogramy ma do dźwigania. Takahiro ma starszego brata, na którego mama woła Szuta (?) ale nie mam konkretnie pewności jak ma na imię. Dla mnie brzmi to właśnie tak. Mama obu chłopców przychodzi na plac zabaw głównie ze starszym a młodszym prawie zawsze zajmuje się niańka. Nawet jeśli obie są na placu zabaw to mama nie spędza czasu z Taka tylko siedzi i gada z innymi mamami bo starszy syn jest na tyle duży że bawi się sam, 

Jeszcze inna nie-japońska twarz to Filipinka, która jest niańką dla dziewczynki o imieniu Rana (2 lata). Rana ma starszeg brata - Ryan i młodszego brata, który urodził się na początku marca (nie znam imienia). Z tą niańką często rozmawiam, bo mówi po angielsku więc jak się spotkamy na placu zabaw to coś tam zawsze pogadamy. Rana w weekendy przychodzi na plac zabaw z tatą, który mówi po angielsku bardzo dobrze więc jak się spotkamy to i z nim trochę pogadam. On sam orygianlnie jest ze Sri Lanki ale nie wiem czy żona też. Przeprowadzili się tu z Japonii i mówią po Japońsku oboje ale imiona ich dzieci nie są Japońskie. 

Jest tutaj trochę maluchów w wieku podobnym do Mayki i pojawiają się na placu zabaw w ten czy inny dzień. Fajnie, że Mayka ma się z kim bawić w piaskownicy. Zabierają sobie zabawki, ale też i dzielą się. I wszyscy zgodnie psują babki które my - mamusie - im robimy. 

At the beginning of our stay, I noticed a few local (non-Japanese) faces - with kids. I quickly realised these were nannies working for the Japanese families. I actually keep seeing only 3 of them, unless there are more I haven’t met.

One of them looks after a bit disabled teenage boy who mainly occupies the swings or just wanders around without any purpose and keeps waving his handkerchief. 

Another one looks after a pretty fat Takahiro (Taka) - he just turned one and is really fat as for a baby of his age. He has just learnt to walk so he has quite a lot of weight to carry around. Takahiro has an older brother whose mum calls him Shuta (?) but I am not entirely sure what is his name. It sounds like that to me. The mum come sto the playground mainly to look after the older kid and the younger one, Taka, is entirely being looked after by the nanny. Even if they are both present in the playground, the mum spends very little time with baby Taka. She mainly sits and chats with other mums as the older sun is old enough to play on his own. 

The third non-japanese face is a Philipino nanny, who looks after a 2 year old girl Rana. Rana has an older brother Ryan and a younger baby brother who was born at the beginning of March. With this nanny I speak most often as she speaks English well enough. At the weekends Rana comes to the playground with her dad who speaks English very well so I usually have a chat with him. He is originally from Sri Lanka, not sure about his wife. But they all moved from Japan and both speak Japanese but their kids’ names are not Japanese.

There are a few infants at similar age as Maya and we see them during the week almost every day. It’s good that she has some kids she can play with, or at least play next to, in the playground sandpit. They keep ‘stealing’ one another’s toys but they sometimes share as well. And they all keep wrecking whatever we (mums) build from the sand. 

Prawie wszystkie Japońskie mamusie są chude jak patyki. Mają po 1 czy 2 dzieci ale chudziny takie jakby nigdy nie rodziły. Faceci - jak czasem widuje tatusiów z dziećmi to większośc nosi okulary. I chyba to z nimi prędzej bym się dogadała bo podejrzewam że mówią więcej po angielsku niż ich żony.  

Mniej więcej co druga babka wychdzi na dwór ubrana w długie spodnie i długie rękawy plus kapelusz czy czapka na głowie. Nakrycie jeszcze zrozumiem ale pocenia się w długich spodniach i długim rękawie nie zrozumiem nigdy. Chyba, że z nimi jest podobnie jak z Koreańczykami - mają wrażliwą skórę i boją się wystawiać na słońce. Albo po prostu nie chcą. Na basenie jak pojawi się jakaś mama z dzieckiem, to przeważnie się nie kąpie (pilnuje dzieciaków z brzegu), albo jak się kąpie to w stroju zakrywającym górną część ciała w całości i w spodenkach. Widziałam może dwie babki, które kąpały się w strojach bikini. Niecodzienny widok. Niektóre dzieci na placu zabaw często są ‘torturowane’ czapką bądź kapeluszem. Pocą się jak cholera bo widze jak im kapie woda spod tej czapki i włosy mokre ale mamy ostro nalegają... Ich włosy są czarne i bardzo gęste więc już to działa jak czapka. A do tego jeszcze dodatkowe nakrycie i mózgi im się gotują... A propo włosów, mówiłam jednej babce że Maya jak się urodziła to miała czarne gęste włosy. babka w szoku, i zapytała czemu zmieniłam jej kolor. Więcj wyjaśniłam, że pierwsze włosy dzieci wypadają i potem rosną nowe. Mayce urosły blond. Ich dzieci rodzą się z czarnymi i często gęstymi i nowe odrastają takie same i pewnie nie zauważają, że to nowe włosy... ;) 

Z tego co zaobserwowałam mamuśki bardzo często (do południa i po południu) spotykaja się w osiedlowej kawiarence. Nawet się nie wpraszam ;) Kilka mamusiek starszych dzieci raz w tygodniu urządzają sobie spotkania na kanapach na parterze w hallu naszego bloku. Siedzą i plotkują (chyba) a dzieciaki biegają po placu zabaw.

Większość z nich przyjechała tutaj a właściwie wyemigrowała z Japoni i siedzą tu po kilka lat. Japonia jest drogim krajem więc Malezja jest dla nich tańszą opcją. A mieszkając na takim osiedlu jak nasze praktycznie czują się jak w domu. Czy wracają potem do Japonii - nie mam pojęcia. Jak pytam na ile tutaj są, to mówią 3-4 lata. Możliwe, że i dłużej. 

Japońskie imiona przeważnie są długie, 3 sylabowe lub dłuższe. Nie jestem w stanie zapamiętać żadnego jak usłyszę tylko raz. Usłyszę i na drugi dzień nie pamiętam.  Zapamiętałam tylko te których widujemy czesto - Hinako, Yumu, Takahiro…  

Od początku jak się pojawiłyśmy na placu zabaw z Mayą, niektóre babki zaczęły na nią mówić Maya-chan (czyt. czan). Właściwie to większość z nich stwierdziła od razu, że to Japońskie imię (słyszałam też że Hinduskie). Japońskie imiona mają to do siebie, że dodaje się do nich różne końcówki. Końcówkę -chan stosują do imion małych dzieci, dziewczynek, ukochanych osób i zwierzątek. 

Z nie-japońskich sąsiadów czasami widuję nie-azjatycką twarz, przeważnie pojedynczy biznesmeni  lub turyści, którzy przyjechali tu na chwilę. Widujemy też nie-japońskie dzieciaki - 3 siostry (zdaje się 4-8 lat), które często się pokazują z babcią i siostrą 21 letnią (chyba, bo możliwe że to ich niańka). Wszystkie są śmieszne i bardzo wygadane, a najmłodsza prawie zawsze przychodzi w jakimś stroju super bohatera - raz superman, raz spiderman, a innym razem batman. Gorąco jak diabli ale ona twardo biega po placu zabaw w długich rękawach i długich spodniach i jeszcze do tego na głowie czapka - część kostiumu. 

Mamy też kilka lokalnych psów i kotów (z właścicielami). Jak Maya widzi jakiegoś psa to zawsze musimy się iść przywitać ale nie zawsze ma odwagę głaskać. Kota spotykamy regularnie jednego, który przeważnie wyleguje się pod sklepem. Z nim to już jak z przyjacielem, kot się nas nie boi, jest oswojony i daje się głaskać. Maya dotyka mu oka czy nosa ale ten się nie wkurza wcale. Są jeszcze 3 inne koty ale spotykamy je rzadko. Jeden z nich jak go raz spotkaliśmy i probowaliśmy się zakolegować to trochę na nas syczał i niby dawał się pogłaskać ale za chwilę skakał do nas z pazurami więc postanowiłam, że będziemy go ignorować. 

Almost every single mum is very thin. They usually have 1-2 kids but are so thin that you wouldn’t tell they’ve ever been pregnant. Sometimes I see dads with kids and I noticed most of them wear glasses. I think I could have some conversations with them rather than their wives, as they probably speak more English. 

Every other mum I see wears long sleeves and long trousers plus a hat or a cap. I can understand the hat but sweating around in long sleeves and long trousers in this weather I don’t understand. I think it might be the same with them as with Koreans - they have sensitive skin and are afraid exposing themselves to the sun. Or they just don’t want to. By the swimming pool, if I ever see any mums with kids, the mums usually don’t swim and stay in the shade watching the kids. If the mum does swim, she usually wears a long sleeve swimming top and shorts. I have seen maybe two mums so far who were wearing bikini. Some of the younger kids in the playground are being ‘tortured’ by wearing a hat or a cap. I can see the sweat dripping from their heads but the mums make sure the hat or cap doesn’t go off... Their hair is black and very thick and this works well as a hat. Anything more on top and their brains are boiling underneath... I once mentioned to one mum that Maya was born with a lot of black hair. She asked me why we had changed her hair colour. I explained to her that babies lose their first hair and then new hair starts to grow and Maya’s second hair is blond. I think their babies are born with black and thick already and they don’t even  notice that first hair falls out and new starts to grow ;) 

What I also noticed mums meet in the local cafe very often (in the morning and in the afternoon). I don’ even think of joining them ;) Some mums of the older kids meet up in the downstairs hall of our block - they sit and chat (I think) while the kids run around the playground.  

Most of them arrived, or rather emigrated, from Japan and they stay here for a few years. Japan is an expensive country so Malaysia is a cheaper option for them. If they happen to live in a condo like ours, they feel like home. I don’t know whether they come back to Japan or not. When I ask how long they would stay here, they usually say 3-4 years, possibly longer. 

I noticed that Japanese names are long, usually 3 syllables or longer. I am not able to remember any of the names, if I hear it only once. I hear it once and don’t remember the next day. I only remember the names of kids I see very often - Hinako. Takahiro, Yumu (must be a shortened version of a name). 

Since Maya started to play in the playground in November, some mums began to call her Maya-chan. Almost all of them agreed Maya is a Japanese name, (but I also heard it’s Indian). Japanese names’ feature is they add honorifics to the names - different types of endings. So for example the ending -chan is used for babies, young children, teenage girls, but also towards cute animals, lovers, close friends. 

I sometimes see non-asian faces, individual guys/businessmen or tourists who come her for shor periods. We also see non-Japanese kids - there are 3 sisters, Malaysians (between 4-8 years old), who go out to the playground with their grandma and a 21 year old sister (or maybe she is their nanny, not sure). They are really funny and very chatty. They youngest always wears soem sort of a superhero costume - spiderman, superman and once even batman. It is freaking hot but she is really determined to wear the long sleeves and long trousers with some sort of a cap on the head as a part of the whole outfit. 

There area also a few dogs and cats around (with the owners). When Maya sees a dog, she always wants to come and say hello but she is not always so brave to give it stroke. There is one cat we meet pretty often, usually by the shop. He is like a friend and knows us and we know he doesn’t mind being stroked. Maya sometimes wants to touch its eye or nose but the cat is not afraid. There are 3 more cats but we meet them rarely. There was one we met and we thought it will be friendly but he was sort of hissing when we wanted to stroke it so I decided we will ignore it when we see it. 

Od strony południowej za murem naszego osiedla znajduje się pole golfowe. Na palmach przy murze, z obu stron mieszkają małpy. Czasami widać ja przechadzają się po murze, a i raz udało nam się załapać na 'karmienie'. Jacyś faceci z naszego osiedla rzucali im kawałki pieczywa a te chętnie przeskakiwały na naszą stronę i zbierały każdy okruszek. Było ich dosyć sporo, nawet jedna była z młodym. Te nasze małpy generalnie są strachliwe i jak któraś była po naszej stronie a Maya od niej podchodziła to małpa uciekała od razu na mur. Dobre pół godziny tak przychodziły i schodziły i zbierały to jedzenie - miałyśmy fajną rozrywkę. Maya tak zapamiętała te małpy, że teraz jak przechodzimy koło muru to pokazuje palcem i domaga się żeby chociaż jedna się pokazała ;)

From the south side our condo is neighbouring with a golf course. On the palm trees growing by the surrounding wall, on both sides, live monkeys. Sometimes we can see them strolling on the wall and once we were lucky to see them being ‘fed’. Some guys from our condo were throwing pieces of bread on the wall and by the wall and the monkeys were very eager to pick up every single piece of food. There were quite a lot of them and one even was a mother with a baby. They are not very brave as once we come nearer they just run away. It lasted for about half an hour and they kept coming down and up and couldn’t wait to get more. Maya remembered the monkeys and every time we go net to the wall, she keeps pointing and asking them to come out ;) 

Przy takim tłumie mieszkańców a głównie dzieci wydawało by się, że na basenie będzie tłoczno. Tak naprawdę z basenu korzysta naprawdę garstka mieszkańców. Jedynie w weekendy najczęściej przychodzą całe rodzinki popluskać się z dziećmi, ale jest ich niewiele. W tygodniu popołudniami najczęściej nikogo nie ma, czasem pluskają się może 2-3 dzieci. Raz jeden jedyny spotkałyśmy w tym samym czasie naszych troje znajomych, więc w czwórke mieli niezłą frajdę. 

To trochę tak jakby mieszkać w Japońskim getto. Niewiele z nich mówi po angielsku. W szkole uczą trochę angielskiego i malezyjskiego ale wydaje mi się, że kontakt z ich angielskim poza szkołę nie wychodzi. Trzymają się razem, w sklepach nie potrzebują mówić po angielsku, spotykają się ze swoimi japońskimi znajomymi i na tym się kończy.  

Wkręcamy się w japoński klimat jeszcze nawet nie będąc w Japoni. Moja znajomośc języka japońskiego narazie stoi na konichiwa, arigatosayonara. Może trochę trzeba się poduczyć tym bardziej że a następny projekt zaplanowany jest właśnie w Japoni (jeśli nic się nie zmieni do września). 

Dobrze by było mieć jakąś koleżankę z którą można iść na kawę i pogadać na placu zabaw. To byłoby wykonalne jakbyśmy mieszkali w KL (tam jest mnóstwo międzynarodowych mam z dziećmi które spotykam na placu zabaw), ale wtedy Piotrek do pracy miały by dwa razy dalej więc nie warto. Damy rade :) 

With such a great number of neighbours, and a lot of kids as well, you would think the pool must be very busy. Well, whenever we go there with Maya, there are barely any people, one or two kids at a time. Usually at the weekends there are whole families spending some quality time. but still, no crowds. Only once we met our three friends from the playground so they had some fun together for about one hour. 

It is a bit like a Japanese ghetto. Few of them speak any English. At school they learn English and Malaysian but think their English doesn’t really exist outside school. They stick together, have Japanese friends, and they don’t really need any English in their daily life. 

For us it is getting into the Japanese climate, without being in Japan. My knowledge of Japanese language is limited to konichiwa, arigato and sayonara. We could learn it a bit, especially that our next long stay is planned to be in Japan (if no other changes happen till September).

It would be nice to have a friend who I can meet with for a coffee and have a chat in the playground. It would be possible if we lived in KL (there are lots of international mums with kids I meet in the park), but then Piotr would have a double distance to get to work so not worth it. We’ll manage :) 


Taniec Lwa / Lion Dance

22/03/2011

TANIEC  LWA / LION DANCE

Teściowa ze szwagierką wyjechały 8-go lutego, a dokładnie na drugi dzień mi udało sie całkiem przypadkiem 'załapać' na ciekawostkę związaną z obchodami Chińskiego Nowego Roku. 

Chiński Nowy Rok w tym roku przypadł na 3 lutego ale świętowanie i obchody trwają około tygodnia a czasem dłużej a jedną z głównych atrakcji podczas świętowania jest Lion Dance czyli Taniec Lwa. 

Piotr’s mum and sister left on the 8th of February and the next day I was lucky to witness quite an interesting show connected with the celebrations of this years’s Chinese New Year. 

Chinese New Year came up on the 3rd of February this year but the celebrations last around a week or even longer and one of the attractions is Lion Dance. 

Lion Dance (Taniec Lwa) to forma tradycyjnego tańca w Chińskiej kulturze, podczas którego projesjonalni aktorzy przebrani w kostium lwa odwtarzają mimicznie jego ruchy. Czasem taniec mylony jest z tańcem smoka, ale wystarczy popatrzeć na ilość nóg aby rozróżnić - lew to dwoje aktorów (czyli cztery nogi), podczas gdy do operowania smokiem potrzebne jest kilku ludzi naraz. 

W tańcu który udało mi sę zaobserwować biorą udział dwa lwy. Jeden lew to dwie osoby, z czego osoba w przodzie kieruje całym lwem, i głową - łącznie z oczami i paszczą, podczas gdy osoba z tyłu całkowicie musi zgrać swoje ruchy z liderem. Nie wiem co trudniejsze ale wymaga to napewno dużo praktyki i ćwiczeń. Oba lwy tańczą na różnej wysokości palach co sprawia że taniec jest nawet jeszcze trudniejszy niż mogłoby się wydawać. Do tego dochodzi zespół muzyków grających na bębnach i podobnych instrumentach, wszystko w synchronizacji z ruchami tańczących lwów. 

Taniec Lwa, który obserwowałam, miał miejsce pod budynkiem Canon'a który znajduje się naprzeciwko naszego osiedla. Usłyszałam bicie bębnów więc po krótkim dochodzeniu skąd dochodzi i co się dzieje zorientowałam się że to właśnie Taniec Lwów, i czym prędzej pobiegłam po aparat, zrobiłam kilka zdjęć, potem zaczęłam kręcić a po chwili się zorientowałam, że jednak mam kamerę i statyw, które spiszą się dużo lepiej niż aparat. Widok miałam całkiem niezły a całość trwała dobre pół godziny. 

Lion Dance is a form of traditional dance in Chinese culture, during which performers  mimic a lion’s movements in a lion costume. Sometimes it is mistaken with dragon dance but it is easy to see the difference - a lion is performed by two people (= 4 legs) while the dragon is usually operated by more than 2 performers.

In the performance I watched there were two lions dancing. One lion is operated by two performers, the person in front is the leader and operates the lion’s head including its eyes and mouth while the person at the back is led by the person in front. I don’t know which one has more difficult job to do but it definitely needs a lot of practice. Both lions danced on poles of different heights what makes the whole dance even more difficult. The dance is accompanied by the music of drums and gongs, synchronised to the lion dance movements and actions. 

The Lion Dance I watched took place by the front entrance to Canon offices, situated opposite our condo. I heard the drums and after a short investigation where the sound comes from and what it is all about, I realised it was the Lion Dance and grabbed my camera, took a few photos and started filming. A moment later I switched to the camcorder and a tripod as they would definitely do a better job than the camera. The view was pretty clear and the performance was about half an hour or so. 

11 lutego wróciliśmy do Chobham ale zaledwie na miesiąc. Piotrka projekt w Malezji został przedłużony i nasz pobyt również więc wróciliśmy do Shah Alam 16 marca i będziemy tu do końca lipca. Według moich obliczeń to kolejne 134 dni. Dobrze, że stary kineskopowy telewizor wymienili nam na płaskie 32 cale bo nie dało się za bardzo nic oglądać ;) A jak już się przyzwyczaisz do cyfrowego obrazu, to każdy analogowy obraz wygląda po prostu beznadziejnie ;)

Jak narazie prawie codziennie pada (większość dnia) i często grzmi. To chyba przejściowa pora między deszczową a suchą. Narazie jeszcze się aklimatyzujemy i przyzwyczajamy do zmiany czasu i klimatu, po raz kolejny ;)

On the 11th of February we came back to Chobham, but only for one month. Piotr’s project in Malaysia had been extended as well as our stay so we came back to Shah Alam on 16th March and we will stay here till end of July. My calculations tell me that it will be another 134 days. Good that our old CRT tv was exchanged into a new 32 inch flat screen as the picture on the old one was of very poor quality (once you get used to the digital picture, all old analogue pictures look rubbish ;) 

Since we arrived it has rained every day (most of the day) and thunderstorms are pretty frequent. I think it is this moment when wet season changes into the dry season. We are still getting used to the time zone and the climate, again ;)


Lake Gardens, KL

20/03/2011

LAKE GARDENS, KUALA LUMPUR

Ostatnim punktem zwiedzania podczas wizyty teściowej i szwagierki było Lake Gardens czyli ogromny park z atrakcjami, w Kuala Lumpur, jakieś 20 min samochodem od nas.  

Lake Gardens (nazwa lokalna: Taman Tasik Perdana) to prawie 92 hektary parków i ogrodów, zbudowane dookoła dwóch jezior, w pobliżu centrum Kuala Lumpur. W skład ogrodów wchodzą między innymi Park Jeleni (Deer Park), Park Ptaków (Bird Park) czy Park Motyli (Butterfly Park), Ogród Storczyków i Ketmii (Orchids and Hibiscus Gardens) lub też Ziołowy Ogród (Herb Garden). Znajdują się tu też sporych rozmiarów place zabaw, trasy do joggingu i sprzęt do ćwiczeń. 

Last sight we decided to visit during Piotr’s mum and sister’s visit was Lake Gardens - a huge area of parks and gardens, in Kuala Lumpur, about 20 min drive from us. 

Lake Gardens (local name: Taman Tasik Perdana) is almost 92 hectares of parks and gardens, built around two lakes, in close proximity to Kuala Lumpur centre. There are places like Deer Park, Bird Park or Butterfly Park as well as Orchid and Hibiscus Gardens and Herb Garden. There are also a few pretty awesome and big playgrounds, jogging tracks and exercise stations. 

Spacerując po terenie Lake Gardens aż trudno uwierzyć, że jesteśmy praktycznie w centrum Azjatyckiej stolicy, a dookoła jest tyle autostrad i dróg szybkiego ruchu. Wszystko wygląda bardzo ładnie i jest zadbane a place zabaw są tak 'wypasione', że nic tylko dzieciakom pozazdrościć bądź się do nich dołączyć ;) Byleby tylko słońce nie przygrzewało za mocno i można szaleć cały dzień. 

Walking around the Lake Gardens it is really difficult to believe that we are practically in the centre of Asian capital, and there are numerous motorways around it. Everything is well-maintained and looks really beautiful. The playgrounds are a real heaven for kids and we can envy them or join them ;) As long as the sun doesn’t burn you, you can play all day long. 

Z atrakcji dostępnych w Lake Gardens zdecydowaliśmy się zwiedzić Bird Park (Ptaszarnię), Butterfly Park (Motylarnię) i Deer Park (Park Jeleni). 

Of all the attractions available in Lake Gardens we decided to visit Bird Park, Butterfly Park and Deer Park. 

Bird Park czyli Ptaszarnia szczyci się największym na świecie obszarem po którym ptaki latają swobodnie, przykryty siatką od góry dzięki której nie wyfruwają poza teren parku. Dla turystów to tak jakby wejść do ogromnej klatki gdzie znajduje się ponad 3000 ptaków (200 gatunków) lokalnych i obcych, od gołębi, bocianów czy kaczek, po pawie, strusie czy flamingi. Ścieżki na terenie parku są w większości zacienione więc nawet w bezchmurny dzień słońce nie jest aż tak dokuczliwe. Wstęp do parku kosztuje 45 Ringgit (około 45 PLN). 

Bird Park has the world’s largest free flight walk-in aviary. It is like walking into an enormous bird cage where you can meet over 3000 birds of 200 local and foreign bird species, from pigeons, storks or ducks to peacocks, ostriches or flamings. The pathways are mostly shaded so even during a cloudless day you don’t feel the heat while walking. The park entry is 45 Ringgit (about £9). 

Deer Park czyli park z jeleniami zajmuje niewielki obszar ale jeleni było sporo, większość młodych, jeszcze bez poroża. Znajdują się tu też myszo-jelenie (mouse deer) które mieszkają w klatkach i wygladają jak wielkie myszy na czterech jelenich nogach. Tutaj spędziliśmy niewiele czasu ponieważ sam park jest niewielki a było gorąco i duszno, i głównie można posiedzieć sobie pod daszkiem i pogapić się na śpiące czy to spacerujące jelenie. Maya dostała kawałek chleba od innej turystki i dzielnie karmiła jednego jelonka, z pomocą teściowej.  Wstęp do parku jest bezpłatny. 

Deer Park doesn’t cover a big area but there were quite a lot of deers, mostly young. There were also mouse deers that they keep in the cages and they look a bit like big mice on four deer legs. We spent very little time here as it was very hot and humid and the park isn’t very big. We mainly stayed under a small canopy and we watched the deers sleeping and hanging around.  Maya got a piece of bread form another tourist and was very brave to feed one of the deers, with grandma’s help. The entrance to the park is free. 

Butterfly Park czyli Motylarnia to niewielki obszar ale bardzo gęsto zarośnięty i bardzo ładnie zaprojektowany - tu stawik, tam wodospadzik, tu ławeczki, tam pergola, itp, itd. Od góry wszystko przykryte siatką aby motyle wiedziały gdzie ich dom, podobnie jak w ptaszarni, wchodzi się jakby do gigantycznej klatki z motylami. Znajduje się tu ponad 6000 motyli (ponad 120 gatunków) i naprawdę było ich mnóstwo, w różnych kolorach i kształtach. Oprócz sporej ilości kwiatów, znajudją się tu też jadłodajnie dla motyli a te z nich rzeczywiście korzystają. Pamiętaliśmy aby zabrać obiektyw makro więc Piotrkowi udało się zrobić sporo motyli z bliska. Szwagierce udało się zwabić motyla i nawet usiadł jej na ręce. Wstęp do parku kosztuje 18 Rinngit (około 18 PLN) plus 1 Ringgit opłaty za aparat fotograficzny. 

Butterfly Park is not a very big area but a very dense in plants and well arranged - little pond here, small cascade there, benches, pergolas, etc. From the top the whole area is covered with a net so that the butterflies know where their home is, just like in the Bird Park, you walk into a giant butterfly cage. There are over 6000 butterflies (over 120 species) and there were really a lot of them, different shapes, patterns and colours. Apart from numerous flowers, there are also artificial ‘canteens’ for all butterflies and looked like they also use them. We remembered to take our macro lens so Piotr managed to take a few nice shots of butterflies from close-up. Hania, Piotr’s sister, somehow lured one of the butterflies and it sat on her hand. The park entry is 18 Ringgit (about £3.5) plus 1 Ringgit for the camera. 

Teren Lake Gardens jest naprawdę piękny, i gdybym miała gwarancję, że ktoregoś dnia słońce będzie cały dzień za chmurami, a padać nie będzie, to napewno wybrałabym się tam na cały dzień, zaliczyć place zabaw, posiedzieć na kocyku pod drzewkiem czy na ławce… czemu nie ;) Podczas naszej wizyty słońce było bezlitosne i nie dało się zbyt długo wytrzymać, a większość atrakcji dla dzieci jest w słońcu… nic przyjemnego przede wszystkim dla dziecka. Napewno jeszcze kiedyś tam wpadniemy. Może pora sucha która już powoli nadchodzi, nie będzie taka bezlitosna jak pora deszczowa (wilgotna i duszna).

Lake Gardens area is really beautiful and well-kept. If I was sure that one day the sun will stay hidden behind the clouds, with no rain, I would definitely took Maya there for the whole day, play in the huge playgrounds, relax on the bench under a tree.. why not ;) During our visit it was baking hot and even walking from one place to another was a real pain. Most of the playgrounds and kids areas are fully exposed to sun... not the best idea, especially for an infant. I’m sure we will visit the place again. Maybe the dry season that approaches will make the air fresher and not so humid like during the current monsoon season. 

LAKE GARDENS - GALERIA ZDJĘĆ / PHOTO GALLERY >>>>>


Plaża / Beach

09/02/2011

WYCIECZKA NA PLAŻĘ / TRIP TO THE BEACH

Większość zwiedzania okolicznych Malezyjskich ciekawostek zostawiliśmy na przyjazd teściowej i szwagierki.
Ostatni weekend był długi z uwagi na Chiński Nowy Rok, więc Piotrek miał 2 dni wolnego. W jeden z wolnych dni (w czwartek - Chiński Nowy Rok) wszystkie cztery baby wyciągnęłyśmy go na plażę. 

Najbliższa plaża znajduje się na południu - Bagan Lalang Beach, Sepang. Dojazd do plaży zajmuje niecałe półtorej godziny od nas (po drodze mijamy lotnisko więc plaża jest jakieś niecałe pół godziny od lotniska). Wyjechaliśmy do południa a drogi były prawie puste i nie było korków więc zajechaliśmy w godzinę i 20 min. Na miejscu już tłumy ale zauważyłam że większość przyjechała po prostu się zrelaksować, niż pływać czy opalać się, całe rodzinki lub grupy znajomych, w ceniu lub pod namiotami, to tu to tam grill i zapachy smażonych kiełbasek i mięska. Dookoła znajduje się też dużo resteuracyjek i straganów z wszelkimi plażowymi gadżetami i zabawkami. 

Przy plaży znajduje się duży resort - domki na palach w wodzie, zbudowane w kształt palmy (widoczny z lotu ptaka).  

Most of the sightseeing around us, here in Malaysia, we decided to do during Piotr’s mum and sister stay with us.

Last weekend was a long one because of the Chinese New Year, so Piotr had Thursday and Friday off. On Thursday (Chinese New Year) all four of us ladies managed to convince Piotr to take us to the beach. 

The nearest beach is in the south - Bagan Lalang Beach, Sepang. It is just under 1h30min drive from us (we pass the airport on the way so the beach is under 30 min drive from the airport). We left in the morning and the roads were empty so we got there in 1 hour and 20 min. There were quite a lot of people already but most of them were families and friends just relaxing and spending some quality time, not necessarily swimming or sunbathing. They were all sitting under the trees in the shade, or in the tents, some having a barbecue, with kids playing around. Around the beach there are also a few small restaurants and stalls and shops selling beach gadgets and toys.

By the beach there is a big resort - water bungalows built in the shape of a palm tree (bird’s eye view).   

Ludzi było mnóstwo i plaża ogromna, piaszczysta tyle że... morza nie było bo był odpływ i to całkiem spory. Postanowiliśmy się więc sami przejśc w głąb i dojść do morza. Po drodze było sporo kałuż mniejszych i większych, małych jeziorek i było całkiem interesująco. Tyle że strasznie przygrzewało słońce i wszystkim nam opaliło kark. Maya już prawie sama chodzi więc szła z nami tylko że każde kilka kroków kończyło się na pupie, w błocie, co sprawiało jej niezłą frajdę. W kałużach po drodze staraliśmy się ja płukać ale po paru minutach i tak była cała ubłocona ;) 

There were pretty big crowds by the beach and the beach was big and sandy but... there was no sea due to the low tide. We decided to walk towards the sea and get to the waves at least. On the way there were a lot of ponds, small pools and puddles and it was an interesting walk. But it was baking hot and humid. Maya is almost walking on her own so she was walking with us but every few steps she ended on her bum, in the mud, and she really enjoyed it. I think she was doing it on purpose. We were washing her in the pools on the way but a few minutes later she ended up in the mud anyway ;) 

Dno morza jest piaszczysto błotniste, miejscami nawet bagniste więc bardzo miękko się spacerowało. Po drodze spotkaliśmy masę dziwacznych śimaków, i stada krabików które albo chowają się w muł albo uciekają. Jeszcze coniektóre budują świetny domek-kopczyk od dołu po okręgu po czym zamykają się w nim od góry. Do tego było sporo krabów które szukając jedzenia zjadają piach, co znajdą to zjedzą, a odpad wydalają w postaci kulki piaskowej, układają te kulki grzecznie w grupki. 

The sea bed was sandy and muddy, sometimes swampy so it was very soft to walk on. On the way we met a few weird snails and huge crowds of crabs who usually run and hide in the mud or run away. Some of them were building small house-heaps, starting from the bottom, going round and round and ending at the top with the crab closing itself in. There were also a lot of crabs  living in a hole. Looking for food, they eat sand, and whatever is inedible they throw it away as a sand ball, and the sand balls are arranged very neatly around their hole. 

Wracając na suchy ląd szliśmy dosyć szybko z powodu dokuczającego słońca i wilgotności . Maya była cała ubłocona więc jak najszybciej spłukałam ją pod prysznicem. 

Rozłożyliśmy się na trochę przy placu zabaw w ceniu pod drzewem (po drugiej stronie ulicy od plaży). Na plaży nie było ani jednego wolnego zacienionego miejsca a o siedzeniu w słońcu nie było mowy. Piotrek pograł trochę na swoim iPadzie, a my bawiłyśmy się z Mayą. Maya trochę posocjalizowała się z sąsiadami - grupa młodych ludzi z gitarami. Bardzo była zainteresowana jak dwóch chłopaków grało na gitarach, wręcz osłupiona. Później ją trochę zabawiali i robili sobie z nią zdjęcia - jej blond włosy i niebieskie oczy nadal robią furrorę :) 

We came back pretty quickly as it was very humid and hot. Maya was covered in mud so I showered her straight away. 

We decided to sit for a bit in a shade under the tree by the playground, right across the road from the beach. The beach was already full with people and all shaded places were taken and sitting in the sun was out of the question. Piotr played on his iPad for a bit and we played with Maya for a while. She also made some new friends with the guys and girls sitting next to us. She was attentively listening to them playing the guitar. And later they also played with her, mainly taking photos - her blond hair and blue eyes are still very popular :) 

Przed odjazdem zaliczyliśmy jeszcze obiad w jednej z przyplażowych knajpek (4 lokalne dania, soki, kawa, woda i wszystko kosztowało nas jedyne 25 MYR (około 25 PLN).

Miejsce przyjemne i wcale nie dalej niż z naszego Chobham do najbliższej plaży w Brighton. Szkoda tylko, że wiatr nie wiał bo było naprawdę męcząco duszno i w taki dzień jedynie siedzenie w klimatyzacji (lub ewentualnie w sporym cieniu) wchodzi w grę.  

We ended our stay with having some lunch on one of the beach restaurants (we ordered 4 local dishes, some juice, coffee, water and everything cost just 25MYR (around £5). 

The place is nice and the same distance we have from Chobham to the nearest beach in Brighton. 

Shame there was no wind as it was a really humid day, the sort of day you only think about staying in your air conditioned place (or in a proper shade).  


Chiński Nowy Rok / Chinese New Year

02/02/2011

ROK KRÓLIKA / THE YEAR OF THE RABBIT

Chiński Nowy Rok to najważniejsze tradycyjne Chińskie święto a rok 2011 jest rokiem Królika, czyli każdy kto urodzi się w tym Chińskim nowym roku będzie spod znaku Królika. Maya urodziła się w roku Tygrysa. 

W tym roku Chiński Nowy Rok przypada na 3 lutego czyli jutro więc dziś mamy ‘Sylwestra’. Piotrek wrócił trochę wcześniej z pracy a nasz osiedlowy sklepik zamknął się wcześniej niż zwykle i będzie zamknięty przez następne 3 dni. Może dziś jakieś fajerwerki zobaczymy. 

Chiński Nowy Rok świętuje się w Malezji jako że populacja kraju to w większości potomkowie pochodzących z Chin emigrantów. Jest to narodowe święto i dla większości jutro i pojutrze są to dni wolne od pracy. 

W centrach handlowych i ogólnie w mieście widać porozwieszane czerwone lampiony i dekoracje symbolizujące świętowanie Chińskiego Nowego Roku. 

Chinese New year is the most important Chinese celebration and year 2011 the year of the Rabbit so everyone born this Chinese new year will be a Rabbit. Maya was born in the year of the Tiger. 

This year Chinese New Year is on 3rd February which is tomorrow so today we have ‘New Year’s Eve.’ Piotr came back from work earlier and our local shop closed earlier and it will be closed for the next 3 days. We might see some fireworks tonight. 

Chinese New Year is celebrated in Malaysia because the population is mostly of Chinese origin. It is a national celebration and most of the people have the next two days off. 

In the shopping centres and in the city here and there we can se a lot of Chinese red lanterns and lots of other Chinese decorations. 

W minioną sobotę wybraliśmy się do dzielnicy Chińskiej (Chinatown) w Kuala Lumpur. Pogoda dopisała więc udało nam się trochę pospacerować i poczuć Chińskie klimaty. 

Chinatown słynie ze swojej Petaling Street czyli głównej ulicy zakupowej z masą sklepów i straganów. My akurat byliśmy tam koło południa więc nie zbyt wiele było otwarte. O cenę należy zawsze pytać, te od razu są zawyżone więc trzeba się targować. Teściowa klapki wypatrzyła, facet chciał za nie 35 MYR, my chceiliśmy dać 20 MYR ale facet nie chciał więc tranzakcja się nie powiodła tym razem ;) Koszulki bawełniane, pamiątkowe z Kuala Lumpur można kupić za 4-6 MYR (4-6 PLN) ale nie kupiliśmy żadnej bo nie mogliśmy się zdecydować jaki motyw wziąć ;) Wieczorem podobno ulica jest jeszcze bardziej zatłoczona bo wszystkie sklepy są otwarte i stragany jeden obok drugiego a kupić tam można dosłownie wszystko i po okazyjnie niskich cenach. Jeśli planujecie tanie zakupy w KL, Petaling Street to miejsce o które warto zachaczyć. 

Last Saturday we went to Chinatown in Kuala Lumpur. The weather was really nice so we were lucky to have a walk around and feel the Chinese climate a little bit. 

Chinatown is famous for its Petaling Street - the main shopping street, full of market stalls and shops where you can buy almost anything and you should usually haggle. We were there around noon so it was a bit empty and not every shop open. The prices are usually higher than what they want to get so haggling is very common. Mummy spotted flip flops and the guy wanted to charge us 35 MYR (about £7), we wanted to pay 20 MYR (about £4) but he didn’t go for it so the transaction was unsuccessful this time ;) You can buy cotton souvenir T-shirts with KL logos for about 4-6 MYR (about £1) but we didn’t get any as we couldn’t decide which one to get ;) 

In the evening the street is busier and noisier as all the shops are open as well as lots of market stalls, one next to another. If you plan inexpensive shopping in KL, Petaling Street is the place to go. 

W Chinatown znajduje się też wiele knajpek i miejsc w których można spróbować Chińskich przekąsek czy potraw. Na zdjęciu poniżej wiszą spłaszczone kurczaki.. Nie wiemy dlaczego w takiej postaci ale wyglądały śmiesznie. 

Chinatown is also full of cafes, bars and restaurants where you can try some Chinese food and snacks. The photo below shows flattened chickens... We don’t know why they were like this but looked really funny. 

Napotkaliśmy też na kilka sklepów zoologicznych w których roi się od psów, kotów, królików i ptaków więc Maya miała bliskie spotkania z każdym z nich. 

We also visited a few pet shops on the way full of dogs, cats, rabbits and birds so Maya had some fun and close encounters with some of them. 

Spacerując po okolicy natknęliśmy się na 3 świątynie. Pierwsza to świątynia Hinduska - Sri Maha Mariamman Temple, zbudowana w 1873. Jej głównym elementem jest 23 metrowa wieża-brama w stylu Południowo Indyjskim, skonstruowana na zasadzie piramidy która ozdobiona jest postaciami Bogów Hinduskich wyrzeźbionych przez artystów z południowych Indii.  

Świątynia jest bardzo kolorowa i po wejściu do środka zobaczyliśmy że jest tam masa kolorwych rzeźb obrazów i zdobień dookoła. Do tego jeszcze odbywał się jakiś Indyjski ślub więc poobserwowaliśmy chwilę gości którzy akurat tam się zebrali i czekali na rozpoczęcie ceremonii. 

Walking around Chinatown we visited 3 temples. The first one was a Hindu Temple - Sri Maha Mariamman Temple, built in 1873. Its main element is the South Indian style 23 metre pyramid shaped gate-tower. It is decorated with depictions of Hindu Gods sculptured by artists from southern India. 

The temple is really colourful and after we went inside we saw there were a lot of colourful sculptures and pictures around. Plus there was some sort of a Hindu wedding so we watched for a bit the guests arriving and waiting for the ceremony to begin. 

Dwie kolejne świątynie do których zajżeliśmy są Chińskie. W obu ciekawie i pachnąco od kadzidełek i masa dekoracji Chińskich. W każdej ze świątyń można było kupić pamiątki, zabawki czy różnego rodzaju azjatyckie figurki. My poprzestaliśmy na drewnianej grzechotce dla Mayki za 4.80 MYR. 

Two other temples were Chinese. Both were interesting with lots of burning incenses and a lot of Chinese decorations. In both we could buy some souvenirs, toys or other things such as asian figurines. We just got a wooden maracas for Maya and paid 4.80 MYR for it. 

Guan Di Temple z 1888 roku - jedna z najstarszych świątyń zawierająca oryginalne tradycyjne cechy architektoniczne. 

Guan Di Temple built in 1888 - one of the oldest temples including original traditional architectural features. 

Chan See Shue Yuen zbudowana w 1906. / Chan See Shue Yuen built in 1906: 


CHINATOWN - GALERIA ZDJĘĆ / CHINATOWN - PHOTO GALLERY >>>>>


Kambodża / Cambodia

01/02/2011

WYCIECZKA DO KAMBODŻY / TRIP TO CAMBODIA 

Dwa tygodnie temu wybraliśmy się wszyscy w piątkę na 5 dni do Kambodży zobaczć na własne oczy kompleks świątyń Angkor. 

Angkor to jedno z największych i najważniejszych archeologicznych miejsc w Południowo-Wschodniej Azji. Rozciąga się na powierzchni ponad 400km2 i wraz z terenami lasowymi zawiera pozostałości Imperium Khmer’ów panujących w okresie od IX do XV wieku na terenie obecnej Kambodży. 

Jako że to już nie Malezja, naszą wycieczkę postanowiłam opisać w naszym Wakacyjnym Blogu. Wszystkich mediów nazbierało się tyle, że sortowanie ich, montaż i opisanie wycieczki zajęło mi ostatnich kilka dni. Teściowa i szwagierka dzielnie zajmują się Mayą więc mam więcej czasu :)

Poczytaj o naszej wycieczce do Kambodży  >>>>> 

Two weeks ago all five of us went to Cambodia for 5 days to visit Angkor temples complex. Angkor is one of the biggest and most important archeological places in South-East Asia. It stretches over 400 square km including forested area and it contains the remains of the Khmer Empire, from the 9th to the 15th century. 

As this trip is outside Malaysia, I decided to write about it in our Holiday Blog. The number of all media we collected is so high that sorting the photos and making the movies and writing about it took me a few days. My mother-in-law and sister in law bravely babysit and play with Maya so I have more time :) 

Read about our trip to Cambodia >>>>>


Aquaria

22/01/2011

AQUARIA (OCEANARIUM) W KUALA LUMPUR / AQUARIA IN KUALA LUMPUR

W poprzedni piątek (14 stycznia) przyleciały do nas w odwiedziny mama i siostra Piotrka, Hania. W sobotę daliśmy im trochę odespać zmęczenie spowodowane zmianą czasu. 

W niedzielę zabraliśmy się wszyscy i pojechaliśmy do oceanarium w centrum Kuala Lumpur - Aquaria KLCC. Oceanarium znajduje się przy wieżach Petronas Towers, zajmuje 60,000 stóp powierzchni (ponad 5500m2) i rozmieszczone jest na dwóch poziomach. Znajduje się tutaj bogata kolekcja zwierząt, owadów i ryb z całego świata. 

Last Friday (14th Jan) our first and only guests arrived in Malaysia - Piotr’s mum and his sister, Hania. On Saturday we left them alone to have some rest and sleep off the jet lag. 

On Sunday we went all together to visit Aquaria KLCC in the centre of Kuala Lumpur. It is situated right by the Petronas Towers, covering 60,000 feet on 2 levels. There is a very big collection of animals, insects and water creatures from around the world.  

Oprócz ryb, płazów czy innych wodnych i nie-wodnych stworzeń, widzieliśmy też ciekawą kolekcję motyli i chrabąszczy, a do tego sporo koników morskich i chyba jeden z najdłuższych tuneli podwodnych skąd podziwaliśmy przepływające nad głową wielkie rekiny czy płaszczki. 

Apart from fish or reptiles and other non-water creatures, we also saw a nice collection of butterflies and beetles, plus a lot of sea horses and one of the longest underwater tunnels we have seen so far, where we admired sharks, flat fish and other fish floating over our heads. 

Z atrakcji dla turystów była też opcja ubrania się w zestaw płetwonurka i zanurkowania w największym zbiorniku aby popływać wśród rekinów czy płaszczek. Całość udało nam się przejść w niecałe dwie godziny i miejsce jest naprawdę ciekawe i godne polecenia chociaż nie najwiękze i nie ma tak bogatej obsady jak na przykład Londyńskie Akwarium. Z drugiejs trony można tam spotkać trochę interesujących osobników których nie widywaliśmy do tej pory jak na przykład sczur wodny czy duża kolekcja przeróżnych koników morskich. W Aquaria niestety obowiązywał zakaz robienia zdjęć z lampą więc zdjęcia nie są najlepsze. 

As a tourist attraction there was also an option of dressing up in the dive gear and dive in the biggest tank and swim with the sharks and others. The whole place we managed to see in just under 2 hours. The place is really interesting and it is really worth seeing, but it is not the biggest and it hasn’t got so many species of creatures and fish as for example London Aquarium. But there were some interesting individuals we haven’t seen before like water rat, or masses of different types of seahorses. In Aquaria flash photography was not allowed so the photos are not of the best quality. 

Po wizycie w Aquaria, przespacerowaliśmy się przez KLCC Park, Maya zaliczyła kilka huśtawek, a mama z Hanią miały okazję po raz pierwszy popodziwiać wieże Petronas Towers. Dzień był raczej pochmurny więc spokojnie mogliśmy spacerować nie martwiąc się piękącym słońcem i było bardzo przyjemnie. 

After visiting Aquaria we had a walk through KLCC Park, Maya had some fun on the swings and mum-in-law with sister-in-law had a chance to admire Petronas Towers for the first time. The day was rather cloudy so we didn’t have to worry about being burnt by the sun and we had a really nice time. 

Zwiedzania dzień pierwszy skończył się wczesnym popołudniem jako że Piotrek śpieszył się na turniej Magic the Gathering (kiedyś napiszę osobny post na ten temat) a my w cztery baby spędziliśmy resztę dnia na placu zabaw pod blokiem. 

The visiting was over early afternoon because Piotr was in a hurry to come back on time and play Magic the Gathering tournament (I will write about it sooner or later in more detail). Four of us ladies we spent the rest of the day in the playground by our block. 


©  Piotr Farbiszewski 2012